sobota, 9 czerwca 2012

Piłka nożna w literaturze

Ryki z trybuny -
- czyli krótki przegląd motywu piłki nożnej w literaturze

Umberto Boccioni, Dynamizm piłkarza (1913)

Piłka nożna jak żaden inny sport – w Europie i nie tylko – budzi ogromne emocje.  Mecze, które są już prawie wygrane lub przegrane, faworyci, którzy zawodzą, decyzje sędziów uznane za niesłuszne, niespodziewany karny – ileż rozczarowań, radości lub łez może przynieść sportowe widowisko. Piłka nożna, jak i sport wogóle, to zjawisko wielowymiarowe – sportowe, socjologiczne, polityczne, ale i także artystyczne. Jeśli przypomnimy sobie chociażby dzieła sztuki greckiej inspirowane sportem i pięknem ciała sportowca, utwory muzyki współczesnej, skecze kabaretowe, to zrozumiemy, że sport i sztuka nie wykluczają się. Przy okazji Euro 2012 warto przypomnieć kilka utworów literackich, których tematem jest piłka nożna. Ta krótka antologia jest nie tylko ukłonem w stronę najważniejszego medialnego wydarzenia w Polsce w roku 2012, ale ma przypomnieć, iż w literaturze możemy odnaleźć wszystkie aspekty naszego życia i na tym polega też jej piękno.
Warto zacząć ten krótki przegląd od utworu sir Waltera Scotta, szkockiego poety i powieściopisarza. Być może dla większości z nas romantyk piszący o piłce nożnej to zestawienie co najmniej paradoksalne, ale słowa pisarza mówią same za siebie:

Rozbierajcie się chłopcy i do roboty

Rozbierajcie się chłopcy i do roboty, choćby ziąb przenikał ciała.

A gdyby który z was przypadkiem miał upaść, niech wstanie.

Bo w życiu bywa gorzej, upadek na wrzosie to rzecz mała.

Życie jest przecież jak uparte za piłką bieganie.

A kiedy skończymy, wypijemy wspólnie kielich zbratania.

Za wszystkich Panów i wszystkie Panie, co naszą zabawę patrzyli.

Za każde serce bijące radością z przyjemnego grania.

Za chłopców, którzy przegrali, i za tych, którzy zwyciężyli.

Chór

Więc w górę sztandar, niech na leśnym wietrze łopocze.

Powiewa nad Ettrick już osiem wieków z okładem.

W sporcie będziemy go czcić, w walce obronim ochoczo.

Sercem i rękami, w ślad za naszym ojcem i dziadem.

(przełożyli Ewa i Jerzy Górzańscy)

W wierszu widać jak najbardziej pierwiastki romantyczne: entuzjazm, braterstwo, działanie, patriotyzm. Piłka nożna jawi się tu jako element tradycji oraz metafora trudów życia – ustawiczna pogoń i upadki na boisku są wierną kopią tego, co spotyka człowieka. Podobnie uniwersalny wymiar piłki nożnej dostrzegał angielski pisarz młodszej generacji A.E.Housman. W utworze Czy można jeszcze grać w piłkę? skonfrontowano młodość ze starością, a  życie stało się metaforą piłkarskiego meczu:

„Czy można jeszcze grać w piłkę

         Na nadrzecznych błoniach?

Czy chłopaki wciąż biegają za skórą,

         Gdy ja już nawet prosto stać nie umiem?”



Można, dopóki piłka jest w grze.

Dopóki chłopcy grają czując i rozumiejąc.

Dopóki bramka stoi, gdzie powinna stać.

Dopóki bramkarz stoi, by bronić bramki.

Dopóki nurt rzeki płynie wzdłuż linii bramkowej.



Ale dlaczego ja już nawet prosto stać nie potrafię.

Bronić nie potrafię.

Płynąć nie potrafię, z sercem słabnącym na aucie.

Jak statek znający młodość jedynie z widzenia.

(przełożyli Ewa i Jerzy Górzańscy)

Jednakże – zbliżając się do wieku XX – pisarze dostrzegają, że piłka nożna ma wymiar zjawiska medialnego i popkulturowego. W hymnie Jurija Szczerbaka mecz piłkarski zyskuje rangę wydarzenia religijnego, którego uczestnicy oraz sama piłka zostali sakralizowani. Piłka staje się symbolem wszechświata, która – niczym w pitagorejskich i renesansowych spekulacjach filozoficznych – porusza kosmos, tworząc harmonię sfer. Szczerbak pokazuje w swoim utworze zarówno wyjątkowe miejsce tej dyscypliny sportu, jak i jej masowy charakter. Podkreśla również postępującą laicyzację życia wieku XX, który zastąpił dawne bóstwa nowymi wykreowanymi przez telewizję.

Fresk piłkarski

Go-o-ol!

Święto wszechświata!

Grają strażackie orkiestry całego globu!

5 milionów graczy, 500 milionów widzów,

5000 trylionów oklasków!

Drżyjcie, betonowe świątynie-stadiony!

Przywitaj, ludzkości, telewizyjne misterium

XX wieku –

mistrzostwa piłkarskie!

Uklęknijmy, o bracia,

i pomódlmy się kornie przed białym bogiem!

Biały atom, biała molekuła,

wibrująca doskonałość formy,

biała kula ze skóry,

białe winogrono,

białe jabłko,

biała planeta

wirująca w zielonym wszechświecie!

Niech żyją dźwięczne orbity ataków!

Niech żyją skomplikowane elipsy rzutów rożnych!

Niech żyje gwałtowna nieważkość podskoku!

Niech żyje system 1 – 4 – 3 – 3!

Niech żyje nowy wszechzwyciężający piłkarski Mesjasz!

Niech żyje Eusebio!

Śpiewajcie mu „Hosanna”, o bracia!

Unieście go wzwyż na skrzydłach waszej trwałej miłości,

waszej wierności, wdzięczności szacunku i przychylności!

Chwalcie go w rewolwerowych artykułach!

Sławcie jego niezrównany dar widzenia boiska,

jego natchniony drybling, genialność jego finiszów,

jego zwody i kombinacje, które weszły

do historii cywilizacji!

Chwała!

Chwała!

Chwała!

…A gdzieś tam w szatni wyciera łzy

Czarny apostoł – samotny Pele…

(przełożył Florian Nieuważny)
Eusebio

Pele
Do podobnych skojarzeń i środków ekspresji odwołuje się Kazimierz Wierzyński w wierszu  Match footballowy. Słusznie wskazuje piłkarzy jako nowych idoli – popkultura zastąpiła kulturę (Don Juan). Także i w tym wierszu eksponuje się prymat piłki nożnej wśród innych dyscyplin sportowych, bo żadne inne widowisko nie może równać się z ilością emocji, żadne też nie jest aż tak popularne, masowe. Wierzyński wskazuje równocześnie na element wspólny różnych epok – ludzką potrzebę wspólnego przeżywania i wielkich wzruszeń, które niegdyś dostarczały np. występy w Colosseum, a dziś można znaleźć to na piłkarskim stadionie. Ten symbol rozrywki starożytnego świata został wypełniony nową formą, natomiast treści się nie zmieniły – radość, potrzeba zabawy, rywalizacji, wielkich emocji.
 
Oto tu jest największe Colosseum świata,
Tu serce żądz i życia bije najwymowniej,
Tu tajemny sens wiąże i entuzjazm brata
Milion ludzi na wielkiej rozsiadłych widowni.

Zamora wsparty w bramce o szczyt Pirenejów,
Piękniejszy niż Don Juan, obciśnięty w swetrze,
Jak dumny król, w chaosie center i wolejów,
Śledzi kulę świetlistą, prującą powietrze.

Z Uralu w bój posłaną, jak z lufy moździerza,
Trzyma w oczach i więzi, a gdy kula spada,
Jak pająk się nad dziuplą bramki rozczapierza,
Jak krzak wystrzela w niebo, człowiek-barykada.

Pocisk skacze kozłami od miasta do miasta,
Z jednej strony jest Moskwa, z drugiej Barcelona,
Już steruje ku siatce, już spod stóp wyrasta,
Trybuny tracą oddech, cały stadion kona.

I pokażcie mi teraz – gdzie, w jakich teatrach
Milion widzów wystrzeli takim wielkim głosem:
Zamora, lecąc w górę, jak żagiel na wiatrach,
Za Atlantyk wybija piłkę jednym ciosem!

Widownia oszalała, krzyczy, bije brawo,
Półkole trybun płonie niczym aureola,
I jak wielka tęsknota za zwycięską sławą
Tętni okrzyk stadionu: gola, gola, gola!
Ricardo Zamora
Warto również przypomnieć w tym momencie książkę Wojna futbolowa Ryszarda Kapuścińskiego, która opowiada o społecznych i politycznych skutkach wyników międzynarodowych  meczów w Ameryce Łacińskiej. Zacytujmy dłuższy fragment utworu Kapuścińskiego, który pokazuje wielkie emocje i wielką siłę oddziaływania na masy piłki nożnej – niezwykle destrukcyjnej:  

[…] Tym razem swoją opinię o czekającej nas wojnie Luis wygłosił po odłożeniu gazety, w której przeczytał sprawozdanie z meczu piłki nożnej rozegranego między reprezentacjami Hondurasu i Salwadoru. Obie drużyny walczyły o prawo udziału w mistrzostwach świata, zapowiedzianych na lato 1970 roku w Meksyku. Pierwszy mecz odbył się w niedzielę 8 czerwca 1969 roku w stolicy Hondurasu Tegucigalpie.

Nikt na świecie nie zwrócił uwagi na to wydarzenie. Drużyna Salwadoru przyjechała do Tegucigalpy w sobotę i spędziła w hotelu bezsenną noc. Drużyna nie mogła spać, ponieważ była obiektem wojny psychologicznej rozpętanej przez kibiców Hondurasu. Hotel otoczyło mrowie ludzi. Tłum walił kamieniami w szyby, tłukł kijami w blachy i w puste beczki. Raz po raz wybuchały hałaśliwe petardy. Przeraźliwie wyły klaksony ustawionych przed hotelem aut. Kibice gwizdali, wrzeszczeli, wznosili wrogie okrzyki. Trwało to przez całą noc. Wszystko po tu, żeby drużyna gości, niewyspana, zdenerwowana, zmęczona, przegrała mecz. W Ameryce Łacińskiej są to zwyczajne praktyki, które nikogo nie dziwią.

Następnego dnia Honduras pokonał zaspaną drużynę Salwadoru 1:0.

Kiedy napastnik Hondurasu, Roberto Cardona, strzelił w ostatniej minucie zwycięską bramkę, siedząca w Salwadorze przed telewizorem 18-letnia Amelia Bolanios zerwała się i pobiegła do biurka, gdzie w szufladzie leżał pistolet jej ojca. Popełniła samobójstwo strzelając sobie w serce. "Młoda dziewczyna, która nie mogła znieść, że jej ojczyzna została rzucona na kolana" - pisał nazajutrz dziennik Salwadoru "El Nacional". W pogrzebie Amelii Bolanios, transmitowanym przez telewizję, wzięła udział cała stolica. Na czele konduktu maszerowała kompania honorowa wojska ze sztandarem. Za trumną okrytą flagą narodową szedł prezydent republiki w otoczeniu ministrów. Za rządem kroczyła piłkarska jedenastka Salwadoru, która tego dnia rano, wygwizdana, wyśmiana i opluta na lotnisku w Tegucigalpie, wróciła specjalnym samolotem do kraju.

Ale po tygodniu w stolicy Salwadoru - w San Salwadorze, na stadionie o pięknej nazwie Flor Blance (Biały Kwiat) odbył się rewanż. Tym razem drużyna Hondurasu spędziła bezsenną noc: wrzeszczący tłum kibiców wybił wszystkie okna w hotelu, wrzucając do środka tony zgniłych jaj, zdechłych szczurów i cuchnących szmat. Zawodnicy zostali przewiezieni na stadion w wozach pancernych I Zmechanizowanej Dywizji Salwadoru, co uratowało ich przed żądną zemsty i krwi gawiedzią, która stała na trasie przejazdu trzymając portrety bohaterki narodowej - Amelii Bolanios.

Cały stadion był otoczony wojskiem. Wokół boiska stały kordony żołnierzy doborowego pułku Guardia Nacional z rozpylaczami gotowymi do strzału. W czasie odgrywania hymnu Hondurasu stadion wył i gwizdał. Następnie, zamiast flagi narodowej Hondurasu, którą spalono na oczach oszalałej ze szczęścia widowni, gospodarze wciągnęli na maszt brudną, podartą ścierkę. Zrozumiałe, że w tych warunkach zawodnicy z Tegucigalpy nie myśleli o grze. Myśleli, czy wyjdą stąd żywi. "Całe szczęście, że przegraliśmy ten mecz" - powiedział z ulgą trener gości, Mario Griffin.

Salwador zwyciężył 3:0.

Prosto z boiska, w tych samych wozach pancernych, odwieziono drużynę Hondurasu na lotnisko. Gorszy los spotkał jej kibiców. Bici i kopani, uciekali w stronę granicy. Dwie osoby poniosły śmierć. Kilkadziesiąt trafiło do szpitala. Gościom spalono 150 samochodów. W kilka godzin później granica między obu państwami została zamknięta.
O tym wszystkim przeczytał Luis w gazecie i powiedział, że będzie wojna. Był kiedyś wytrawnym reporterem i znał dobrze swój teren.

W Ameryce Łacińskiej, mówił, granica między futbolem a polityką jest niezmiernie wąska. Długa jest lista rządów, które upadły lub zostały obalone przez wojsko, ponieważ drużyna narodowa poniosła porażkę. Zawodnicy drużyny, która przegrała, są nazywani później w prasie zdrajcami ojczyzny. Kiedy Brazylia zdobyła w Meksyku mistrzostwo świata, mój kolega - Brazylijczyk, emigrant polityczny, był zrozpaczony: "Prawica woj skowa - powiedział - ma zapewnione co najmniej pięć lat spokojnych rządów". W drodze do tytułu mistrzowskiego Brazylia pokonała Anglię. Wychodzący w Rio de Janeiro dziennik "Jornal dos Sportes" w artykule pt. "Jezus broni Brazylii" tak wyjaśnia przyczynę wygranej: "Ilekroć piłka leciała w stronę naszej bramki i gol wydawał się nieuchronny, Jezus spuszczał nogę z obłoków i wykopywał piłkę na aut". Do artykułu dołączono rysunki ilustrujące to nadprzyrodzone zjawisko.

Kto idzie na stadion, może stracić życie. Oto mecz, w którym Meksyk przegrywa z Peru 1:2. Rozgoryczony kibic meksykański woła ironicznym tonem: Viva Mexico! W kilka chwil później ginie zmasakrowany przez tłum. Ale czasem rozbudzone emocje znajdują ujście w innej formie. Po meczu, w którym Meksyk pokonał Belgię 1:0, pijany ze szczęścia Augusto Mariaga - naczelnik więzienia dla skazanych na dożywocie w Chilpancingo (Meksyk, stan Guerrero), biega z pistoletem w ręku, strzela w powietrze i z okrzykiem: Viva Mexico! otwiera wszystkie cele wypuszczając na wolność 142 groźnych, ciężkich przestępców. Sąd uniewinnia Mariagę, "ponieważ - czytamy w uzasadnieniu wyroku - działał w uniesieniu patriotycznym".

[…]

Następnego dnia rano byłem w Tegucigalpie.
O zmierzchu nadleciał nad miasto samolot i zrzucił bombę. Wszyscy słyszeli wybuch tej bomby. Sąsiednie wzgórza powtarzały gwałtowny odgłos rozrywanego metalu i dlatego niektórzy mówili potem, że była to cała seria bomb. Miasto ogarnęła panika. Ludzie uciekali do bram, kupcy zamykali sklepy. Porzucone samochody stały na środku ulicy. […]

Ale w pokoju było bardzo ciemno, nic nie widziałem. Zszedłem po omacku na dół, do recepcji, gdzie pożyczyli mi świecę. Wróciłem, zapaliłem świecę i włączyłem tranzystorowe radio. Spiker czytał komunikat rządu Hondurasu o wybuchu wojny z Salwadorem. Potem przeczytał wiadomość, że wojska Salwadoru zaatakowały Honduras na całej linii frontu. Zacząłem pisać:

TEGUCIGALPA (HONDURAS) PAP 14 LIPCA VIA TROPICAL RADIO RCA DZISIAJ SZÓSTA WIECZOREM ROZPOCZĘŁA SIĘ WOJNA SALWADORU Z HONDURASEM LOTNICTWO SALWADORU ZBOMBARDOWAŁO CZTERY MIASTA HONDURASU STOP JEDNOCZEŚNIE WOJSKA SALWADORU PRZERWAŁY GRANICE HONDURASU USIŁUJĄC WEDRZEĆ SIĘ W GŁĄB KRAJU STOP W ODPOWIEDZI NA ATAK AGRESORA LOTNICTWO HONDURASU ZBOMBARDOWAŁO WAŻNIEJSZE OBIEKTY PRZEMYSŁOWE I STRATEGICZNE SALWADORU A SIŁY LĄDOWE PODJĘŁY DZIAŁANIA OBRONNE.

W tym momencie z ulicy zaczął ktoś wołać - Apaga la luz! (Zgasić światło!), kilka razy, coraz bardziej donośnie i nerwowo, więc musiałem zgasić świecę. Dalej pisałem na ślepo, na wyczucie, od czasu do czasu oświetlałem klawiaturę płomieniem zapałki.

RADIO PODAŁO ŻE WALKI TOCZĄ SIĘ NA CAŁEJ SZEROKOŚCI FRONTU I ŻE WOJSKA HONDURASU ZADAJĄ ARMII SALWADORU CIĘŻKIE STRATY STOP RZĄD WZYWA CAŁY NARÓD DO OBRONY ZAGROŻONEJ OJCZYZNY I APELUJE DO ONZ O POTĘPIENIE NAPAŚCI.


  Powyższy fragment, opisujący ekstremalne skutki futbolowych emocji, przypomina, że sport ten ma niezwykły wpływ na masy. Piłka nożna to również polityka, co my – jako współgospodarze Euro 2012 – również widzimy. Miejmy nadzieję, że rozegrane mecze będą pretekstem tylko do dobrej zabawy. Wielkie święto piłki nożnej i jej kibiców rozpoczęte – życzmy sobie wielu sportowych wzruszeń i dobrej literatury inspirowanej piłkarską grą.







Oprac. K.P.